Z Ewangelii według Świętego Mateusza
Jezus powiedział do arcykapłanów i starszych ludu:
Co myślicie? Pewien człowiek miał dwóch synów. Zwrócił się do pierwszego
i rzekł: Dziecko, idź i pracuj dzisiaj w winnicy. Ten odpowiedział: Idę, panie!, lecz nie poszedł. Zwrócił się do drugiego i to samo powiedział. Ten odparł: Nie chcę. Później jednak opamiętał się i poszedł. Który z tych dwóch spełnił wolę ojca? Mówią Mu: Ten drugi.
Wtedy Jezus rzekł do nich: Zaprawdę, powiadam wam: Celnicy i nierządnice wchodzą przed wami do królestwa niebieskiego. Przyszedł bowiem do was Jan drogą sprawiedliwości, a wy mu nie uwierzyliście. Uwierzyli mu zaś celnicy
i nierządnice. Wy patrzyliście na to, ale nawet później nie opamiętaliście się, żeby mu uwierzyć.
W życiu często szafujemy obietnicami bez pokrycia i ostentacyjnie przyznajemy się do Jezusa. Nazywamy siebie wierzącymi, kiedy jest to dla nas wygodne
i może przynieść nam konkretną korzyść. Kiedy zaś przychodzi dać temu świadectwo swoimi wyborami, życiem, konkretną postawą w pracy, czy na ulicy, publicznym wyznaniem wiary w sytuacji dla nas niewygodnej, nie jest to już takie pewne. To postawa pierwszego z synów, dla którego nie ma miejsca
w królestwie niebieskim. Dlaczego? Bo mimo deklarowanej wiary, tak naprawdę nie wypełnił woli ojca.
Jeśli chcę mieć udział w Królestwie, przygotowanym mi od założenia świata, muszę żyć na co dzień wiarą, a nie jedynie jej deklaracjami. Pomimo upadków
i słabości Jezus nie przekreśla mnie. Nawet wówczas, gdy się Go zaprę, gdy powiem Mu „nie”, jak ów drugi syn, mogę do Niego powrócić. Mimo grzechu mogę zacząć od nowa. Muszę jednak odważnie spojrzeć w swoje serce, uznać swoje słabości i oddać Mu to, co nędzne i grzeszne. I zacząć po raz kolejny, gorliwiej i świadomiej żyć tym, czego mnie naucza, czego ode mnie pragnie. Bo tylko w ten sposób wypełnię Jego wolę.